jean luc ponty frank zappa

In 1997, Dweezil Zappa assembled another compilation of Zappa's guitar-based songs and solos, Frank Zappa Plays the Music of Frank Zappa: A Memorial Tribute. Track listing. All tracks written by Frank Zappa except "Canard du Jour" which was improvised by Zappa and Jean-Luc Ponty. The original US LP cover Shut Up 'n Play Yer Guitar This is basically Frank Zappa making an orchestral jazz/rock record on Dick Bock’s dime, with wonderful results. Bock had signed French violin sensation Jean-Luc Ponty to his World Pacific Jazz label but, frankly, didn’t know what to do with him. Frank did. He assembled various Mothers and talented others into an ad hoc, all-star band and It's great if one is called Jean-Luc Ponty and the other is called Frank Zappa. This is what happened in 1970 for Ponty's album "King Kong" with Zappa's "Music for Electric Violin and Low Budget Orchestra", one of the craziest violin concertos of the twentieth century. Official Discography: 1966 - Freak Out! 1967 - Absolutely Free 1969 - Mothermania 1969 - Hot Rats 1971 - 200 Motels 1972 - Waka Jawaka 1973 - Over-Nite Sensation 1976 - Zoot Allures 1978 - Studio Tan 1979 - Sleep Dirt 1979 - Orchestral Favourites 1983 - Baby Snakes 1984 - Them Or Us 1984 - Thing-Fish 1984 - Francesco Zappa 1986 - Jazz From Hell King Kong: Jean-Luc Ponty Plays The Music Of Frank Zappa ( LP, Album) Liberty, Liberty. 2C 062-91651, LBS 83375. France. 1970. Recently Edited. Site De Rencontre Gay Cote D Ivoire. Jean-Luc Ponty AllMusic Rating 8 User Ratings (0) Your Rating Overview ↓ User Reviews ↓ Credits ↓ Releases ↓ Similar Albums ↓ Not just an album of interpretations, King Kong: Jean-Luc Ponty Plays the Music of Frank Zappa was an active collaboration; Frank Zappa arranged all of the selections, played guitar on one, and contributed a new, nearly 20-minute orchestral composition for the occasion. Made in the wake of Ponty's appearance on Zappa's jazz-rock masterpiece Hot Rats, these 1969 recordings were significant developments in both musicians' careers. In terms of jazz-rock fusion, Zappa was one of the few musicians from the rock side of the equation who captured the complexity -- not just the feel -- of jazz, and this project was an indicator of his growing credibility as a composer. For Ponty's part, King Kong marked the first time he had recorded as a leader in a fusion-oriented milieu (though Zappa's brand of experimentalism didn't really foreshadow Ponty's own subsequent work). Of the repertoire, three of the six pieces had previously been recorded by the Mothers of Invention, and "Twenty Small Cigars" soon would be. Ponty writes a Zappa-esque theme on his lone original "How Would You Like to Have a Head Like That," where Zappa contributes a nasty guitar solo. The centerpiece, though, is obviously "Music for Electric Violin and Low Budget Orchestra," a new multi-sectioned composition that draws as much from modern classical music as jazz or rock. It's a showcase for Zappa's love of blurring genres and Ponty's versatility in handling everything from lovely, simple melodies to creepy dissonance, standard jazz improvisation to avant-garde, nearly free group passages. In the end, Zappa's personality comes through a little more clearly (his compositional style pretty much ensures it), but King Kong firmly established Ponty as a risk-taker and a strikingly original new voice for jazz violin. blue highlight denotes track pick W wrześniu, 79 lat temu urodził się jeden z największych skrzypków w historii nie tylko jazzu, ale i muzyki w ogóle. Człowiek, który przejął pałeczkę po Stephanie Greppellim i stanął w forpoczcie ekipy, która wyniosła ów instrument na nowy poziom. Muzyk, o którego albumach mogę powiedzieć, że są prawdziwą biblią, wzorcem z Sevres dla muzyki fusion – Jean-Luc Ponty. Ponty miał zdecydowanie łatwiejszy start, niż większość wojennego i powojennego pokolenia. Jego rodzice grali na co dzień muzykę klasyczną, matka na fortepianie, ojciec na skrzypcach. Stąd prosta droga do grania od najmłodszych lat. Ponty okazała się tym „cudowym dzieckiem”, w wieku 16 lat dostał się na słynne Konserwatorium Paryskie, które ukończył z najwyższymi wyróżnieniami. W międzyczasie ojciec nauczył go grać także na klarnecie, a Ponty skosztował muzyki Milesa i Coltrane’a – i tak ziarno niepewności, co do kariery muzyka klasycznego, zostało zasiane. W ciągu dnia był wirtuozem skrzypiec w filharmoniach, wieczoram uciekał do jazzowych klubów, gdzie pomykał na saksofonie. W końcu nadszedł moment wyboru… Dziś te rozterki brzmią jak z XIX-wiecznej powieści, w latach 60. były tak naprawdę bardzo typowe. Identyczny konflikt przeżywał Michał Urbaniak czy Jerry Goodman, przyszła podpora Mahavishnu Orchestra, choć ten drugi od klasyki uciekał do hipisowskiego rocka. Jaki był ostateczny wybór, dobrze wiemy. Oczywisty nie był za to wybór instrumentu. Skrzypce przecież jeszcze niedawno były instrumentem zarezerwowanym dla ludowych kapel. Ilu wielkich skrzypków znał w latach 60. jazz, poza Grappellim i Stuffem Smithem? Na jakich albumach, zaliczanych do ścisłego kanonu kllasycznego jazzu można było usłyszeć skrzypce? Ponty jednak zaryzykował – i zaczął robić furorę… ale tylko w Europie. Pierwsze albumy, nagrywane w klasyczych składach, wydawano wyłącznie we Francji. Tym, co trzeba chociaż raz usłyszeć, jest wyśmienite „Jazz Long Playing” z 1964 r. Kawał dobrego, klasycznego jazzu ze znakomitymi, wirtuozowskimi solówkami. Była to jednak zdecydowanie muzyka przeszłości, powrót do dawnych, be-bopowych czasów. Jakie więc były nadzieje dla tego instrumentu na przyszłość? Zanim przyszła odpowiedź, było spore zainteresowaniem muzykiem w całej Europie. Ponty pojawiał się na różnych festiwalach, a w 1966 wystąpił w Szwajcarii na jednej scenie, z dotychczasowymi gigantami instrumentu – Grappellim, Smithem czy duńczykiem Svendem Asmussenem. Kolejnym krokiem było podpisanie kontraktu z niemieckim labelem SABA, który gromadził młode, nowocześnie grający talenty ze Starego Kontynentu. Nagrał dla nich świetne „Sunday Walk”, postępowe jeśli chodzi o technikę gry na skrzypcach, oraz „More Than Meets the Ear”, wkraczające powoli w nową erę – są akcenty free, nietypowe zabiegi aranżacyjny czy cover beatelsowskiego „With a Little Help From My Friends”. Ale zdecydowanie ciekawsze są dwa inne albumy, na których wystąpił Ponty. Pierwszy to skręcający w stronę awangardy „Free Action” niemieckiego pianisty – Wolfganga Daunera. Tu już nie ma swingujących temacików, jest konfrontacja z młodymi, wkurzonymi jazzmanami. Do akcji poszło nawet preparowane piano. Oprócz tego jest jeszcze jedna perełka, która powala swoim zamysłem i rozmachem oraz każe nam się zastanowić, czemu tak dużo wiemy o jazzie amerykańskim, gdy dosłownie obok nas nagrywano tak potężną miksturę jazzu i autentycznej muzyki arabskiej – „Noon in Tunisia” autorstwa pianisty, kompozytora i dyrygenta George Gruntza. Na sesję załapał się także i Ponty. Znakomitych muzyków w kręgu młodej, jazzowej awangardy końca lat 60. było wielu, ale mało któremu udało się przebić. Ponty miał, oprócz talentu, także i szczęście. W 1969 roku został zaproszony na koncerty na zachodnie wybrzeże USA, gdzie ktoś postanowił go ustawić z innym, obiecującym pianistą – Georgem Dukiem. Chociaż obaj panowie świetnie bawili się grając popularne tematy ( „Cantalope Island”), miks elektrycznego piania i elektrycznych skrzypiec zrobił furorę. Koncertowe nagranie, wydane jako „The Jean-Luc Ponty Experience” to jeden z protoplastów jazz-rocka. Nagranie nie przyniosło mu co prawdy natychmiastowej sławy, ale obaj muzycy mieli szczęście raz jeszcze – na jednym z koncertów siedział Frank Zappa. Niedługo potem obaj wskoczyli z nim do studia. Ponty zagrał na „Hot Rats”, dziś albumie o statusie kultowego, a Zappa napisał i zaaranżował dla Francuza szereg absolutnie genialnych utworów. Wydaje się jednak, że albo Ponty nie dostał szansy na pociągnięcie dalej tego artystycznego sukcesu. Z czysto prozaicznych przyczyn – kłopoty z otrzymaniem wizy. Nawet John McLaughlin próbował ściągnąć skrzypka do swojego zespołu, ale okazało się, że byłoby to zwyczajnie zbyt trudne. Być może sam Ponty potrzebował też czasu, aby dorosnąć artystycznie. Z punktu, który może wydawać się szczytem, Ponty zszedł ponownie do kręgu awangardy, gdzie przez parę lat nagrywał z rozmaitymi muzykami, ale ciężki mi określić któreś z jego nagrań mianem znakomitego. Był świetny występ na europejskim Violin Summit w 1971 r., a tam soczysty duet z Urbaniakiem (wydane na labelu MPS). Był krótki występ na „Honky Chateau” Eltona Johna oraz mało znanym albumie „Aria” włoskiego wokalsty z kręgu rocka progresywnego. Były w końcu autorskie „Open Strings” i rejestracja koncertu z Montreux w 1972 roku, tylko żadna z nich nie jest albumem na miarę swoich czasów. Są też różne rejestracje wideo, takie jak ta poniższa, która każą się zastanawiać czemu Ponty nie wszedł do studia z silnym, elektrycznym składek? Jak sam skrzypek odpowiedział mi, w wywiadzie na potrzeby powstającej książki o Mahavishnu Orchestra: “Byliśmy młodzi i generalnie skupialiśmy się na eksperymentach. Mieliśmy z tego powodu dużo radości i ciągle uczyliśmy się od siebie nawzajem”. Podejrzewam jednak, że za tymi latami fonograficznego zastoju mogły stać inne przyczyny. Niezależnie od tego, ten moment przełomu w końcu nadszedł. Najpierw ponownie pojawił się Zappa. Ponty odbył z nim długą trasę (polecam znakomite, choć absurdalnie drogie wydawnictwo CD „Road Tapes, Venue #2”) oraz wpadł do studia, udzielając się w utworach, które trafiły na fantastyczne LP „Over-Nite Sensation” i „Apostrophe(‘)”. A potem ponownie odezwał się McLaughlin, który na samym początku 1974 roku rozwiązał zespół, by za chwilę stworzyć nową Orkiestrę. Ponty zaproszenie przyjął i nagrał z gitarzystą jeden z najbardziej powalających albumów lat 70. – wsparte przez orkiestrę „Apocalypse”. A zaraz po tym ruszył z nim trasę, która – moim skromnym zdaniem – jest jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie przydarzyły się muzyce jazzowej. Ekipa bardzo szybko się rozpadła, a za wszystkiem miał stać dość despotyczny charakter McLaughlina, który nie przyznał koledze żadnych „creditsów” na drugim albumie nowego Mahavishnu Orchestra –„Visions of the Emerald Beyond”. Ponty nie rozpoczał, szybko dostał propozycję dołączenia do Return To Forever, z czego grzecznie zrezygnował, bo pojawił się także kontrakt z Atlanticu. Kontrakt, który rozpoczął absolutnie nowy rozdział w muzyce fusion. O muzyce, nagraj w latach 1975-1980, można by pisać długo. Aby uniknąć jednak wodospadu słodkich przymiotników, powtórzę wyrażone wcześniej zdanie – to biblia muzyki jazz-rockowej. Ponty znalazł idealną formułę na połączenie jazzu z elektrycznymi, nowoczesnymi formami, kojarzącymi się z tym, co wyczyniali przedstawiciele rocka progresywnego. Do tego dobierał genialnych współpracowników, którzy idealnie realizowali jego koncepcje. Na przypomnienie zasługuje geniusz syntezatorów – Allan Zavod. Częścią tego sukcesu była po części elektronika, a konkretnie rozmaite efekty, który ogromnie rozwijały możliwości gry na skrzypcach. Sam Ponty szybko zresztą zaczął interesować się instrumentami klawiszowymi, w jego muzyce pojawiały się elementy ambientu czy nowoczesnej elektroniki. Wraz z albumami „Mystical Adventures” czy „Individual Choice” z pozytywnym efektem eksplorował nowe rejony. Na tym ostatnim zagrał także ponownie, po „Enigmatic Ocean” z 1977 roku, ze wspaniałym Allanem Holdsworthem Lata 80. były jednak bezlitosne, granica między ciekawymi brzmieniami elektroniki a kiczem była cienka. Ponty stąpał po ludzie, który raz elegancko się trzymał, a raz pękał. Przyzwoite, ale coraz dalsze od dawnych lat świetności albumy, ładnie przełamała „Tchokola” – płyta łącząca jazz z bardziej popowo potraktowaną muzyką afrykańską. Równie ciekawy okazał się także reunion z dawnymi znajomymi – Stanleyem Clarkiem i Alem Di Meolą, którzy stworzyli akustyczny projekt „Rite of the Strings”. Ostatnie dwie dekady nie były już tak płodne, ale Francuzowi udało się cały czas trzymać fason i kolejne albumy to wciąż miłe reminescencje jego dawnych, jazz-rockowych pomysłów. To samo się tyczy koncertów. Miałem przyjemność słuchać Ponty’ego w 2009 roku w Poznaniu i występ był zdecydowanie powyżej moich nie tak małych oczekiwań. A czym się zajmuje Ponty dziś? Komponuje, aranżuje i… nagrywa album z Jonem Andersonem, czołowym wokalistą dawnego Yes. Jean-Luc Ponty - King Kong: Jean-Luc Ponty Plays The Music Of Frank Zappa (LP, Album) Label:Liberty Cat N°: LBS 83375 État média: Média: Very Good Plus (VG+) Will show some signs that it was played and otherwise handled by a previous owner who took good care of it. État pochette: Pochette: Very Good (VG) vynil is in excellent shape Page de référence 2,075 notes Expédie depuis:France €19,90 +€16,80 expédition €36,70 total Ajouter au panier Détails Jean-Luc Ponty - King Kong: Jean-Luc Ponty Plays The Music Of Frank Zappa (LP, Album) Label:Liberty Cat N°: LBS 83375 État média: Média: Very Good Plus (VG+) Will show some signs that it was played and otherwise handled by a previous owner who took good care of it. État pochette: Pochette: Very Good Plus (VG+) Record and Cover are Vg++ !! Page de référence 4,017 notes Expédie depuis:France €21,00 +€15,70 expédition €36,70 total Ajouter au panier Détails Jean-Luc Ponty - King Kong: Jean-Luc Ponty Plays The Music Of Frank Zappa (LP, Album) Indisponible en Ukraine Label:Liberty Cat N°: LBS 83375 État média: Média: Near Mint (NM or M-) A nearly perfect record. The record should show no obvious signs of wear. État pochette: Pochette: Very Good Plus (VG+) Page de référence 735 notes Expédie depuis:Italy €37,00 +expédition Indisponible en Ukraine Jean-Luc Ponty - King Kong: Jean-Luc Ponty Plays The Music Of Frank Zappa (LP, Album) Label:Liberty Cat N°: LBS 83375 État média: Média: Near Mint (NM or M-) A nearly perfect record. The record should show no obvious signs of wear. État pochette: Pochette: Near Mint (NM or M-) GLOSSY SLEEVE Page de référence 2,251 notes Expédie depuis:France €40,00 +€16,00 expédition €56,00 total Ajouter au panier Détails "The Radial PZ-Pre is the absolute top with my violins for the road as well as in the studio." Radial Gear PZ-Pre Acoustic Instrument Preamp The PZ-Pre is a power-packed preamp that lets you switch between two acoustic instruments and feed the PA with a built-in Radial direct box. Piezo optimized for orchestral instruments. {{ }} {{ }} Part no: {{ }} Part no: View Product {{ }} View Product Photos Applications The low-budget seduction of a classical/jazz violinist and an ad hoc orchestra. Kronomyth Beauty and the Harry, you’re a beast. This is basically Frank Zappa making an orchestral jazz/rock record on Dick Bock’s dime, with wonderful results. Bock had signed French violin sensation Jean-Luc Ponty to his World Pacific Jazz label but, frankly, didn’t know what to do with him. Frank did. He assembled various Mothers and talented others into an ad hoc, all-star band and gave them some of his most daunting compositions to reinterpret in a jazz fusion and small orchestra setting. The album’s centerpiece is the nearly 20-minute “Music For Electric Violin And Low-Budget Orchestra,” on which Zappa makes his most compelling case yet for consideration as a serious modern classical composer. In fact, King Kong is the first album where Zappa casts himself primarily in the role of composer; he steps into the fray only once, for the lone Ponty original, “How Would You Like To Have A Head Like That.” Ponty, for his part, finally gets some great material to work with, not to mention some great studio musicians including Ernie Watts, John Guerin, Wilton Felder and Vince DeRosa. King Kong also marks the first collaboration between Frank Zappa and George Duke, who would go on to become a permanent fixture in the Mothers. In every way, this is a quantum leap in Ponty recordings; nothing he recorded before this was as revolutionary or mind-expanding. Ponty’s violin also brings a more melodic touch to the material; “Idiot Bastard Son” has never sounded so charming, and the version of “Twenty Small Cigars” recorded here is simply gorgeous (Zappa would revisit this on Chunga’s Revenge). King Kong is a work of musical genius, a high point in the early catalog of Ponty and Zappa. Honestly, there was little in Ponty’s previous work to suggest a convergence of styles between the jazz violin prodigy and the brooding composer, but there’s no denying that the pairing is magic. Dick Bock deserves a lot of credit for bringing the two musicians together and putting artistic ideals over commercial interests; this album is as much a part of his legacy as Zappa’s or Ponty’s. Original LP Version A1. King Kong (4:54) A2. Idiot Bastard Son (4:00) A3. Twenty Small Cigars (5:35) A4. How Would You Like To Have A Head Like That (Jean-Luc Ponty) (7:14) B1. Music For Electric Violin And Low-Budget Orchestra (19:20) B2. America Drinks And Goes Home (2:39) All songs written and arranged by Frank Zappa unless noted. The Players Jean-Luc Ponty (electric violin, baritone violectra), George Duke (electric piano, piano) with Harold Bemko (cello on B1), Donald Christlieb (bassoon on B1), Gene Cipriano (oboe & English horn on B1), Vincent DeRosa (French horn & descant on B1), Gene Estes (vibes & percussion on A1), Wilton Felder (Fender bass on A2/A3/A4/B2), John Guerin (drums on A2/A3/A4/B2), Arthur Maebe (French horn & tuben on B1), Jonathan Meyer (flute on B1), Buell Neidlinger (bass on A1/B1), Milton Thomas (viola on B1), Arthur D. Tripp, III (drums on A1/B1), Ian Underwood (tenor sax on A1, conductor on B1), Ernie Watts (alto & tenor sax on A2/A3/A4/B2), Frank Zappa (guitar on A4). Produced by Richard Bock; engineered by Dick Kunc. The Pictures Art direction and design by Ron Wolin. The Plastic Released on elpee on May 25, 1970 in the US (World Pacific Jazz, ST-20172), in September 1970 in the UK (Liberty, LBS 83375) and France (Liberty, and in 1970 in Japan (Liberty, LP-8982). Re-issued on elpee and cassette in 1973 in Italy (United Artists, UASL/30 UASL 29485). Re-issued on compact disc in 1993 in the US and the UK (Blue Note, 7 89539 2). Re-released on 180g vinyl elpee in 2011 (Friday Music). Re-released on 24-bit remastered compact disc on June 20, 2012 in Japan (World acific, TOCJ-50269).

jean luc ponty frank zappa